top of page

Podcast Kryminalny

Hej. Super, że jesteś

On Air Sign
Post: Welcome
Search

Martin Lecian - terror Moraw

Folklor I legendy opisywały go jako „pięknego, szczupłego, śmiejącego się jak małe dzieko eleganckiego złodzieja-kawalerzystę, który odważnie, wręcz brawurowo okradał sejfy bogaczy i po mistrzowsku unikał ciężkich ciosów ręki sprawiedliwości”. Rzeczywistość była jednak zupełnie inna.

Urodził się 31 października 1900 roku w Ostrožské Předměstí części Uherský Ostroh (część austro-węgier).

Pod koniec swojego krótkiego życia znany był jako horror Morawski i terror moraw.

Od najmłodszych lat sprawiał problemy wychowacze, kradł w szkole i dość szybko, bo w wieku 14 lat trafił do poprawczaka. Został tam do swoich 18tych urodzin. Niemal od razu, gdy tylko opuścił placówkę wychowawczą zaczął kraść. Wnet został także złapany i dwukrotnie ukarany w regionalnym sądzie Ulherske Hradiste.

Do października 1926 roku wielokrotnie wymykał się policji w Pierovie, która zdążyła jedynie odnotować jego wyskoki i kradzieże.

Pomiędzy majem 1925 a kwietniem 1927 roku popełnił 72 pokazowe wręcz kradzieże na Morawach. Ludność Moraw choć się go bała, to jednocześnie podziwiała za nieuchwytność i rzekomy urok osobisty. Niektórzy widzieli w nim też odpowiednik Janosika, choć on okradał każdego kto nawinął mu się pod pistolet. I do każdego strzelał. Nie wybierał jedynie bogaczy.

W sumie pięc razy udało mu się .... zdezerterować z odbywanej służby wojskowej. Jego ostatnią ucieczkę odnotowano 10 grudnia 1926 roku. Martin, bo tak nazywa się omawiany dziś anty-bohater, ukrywał się z sukcesem aż 134 dni! W końcu jednak szczęście go opuściło i został złapany w bardzo dramatycznych okolicznościach. Szczegółow owych okoliczności nie udało mi się jednak odnaleźć, a jedynie opis, który mówił właśnie o dramatycznych okolicznościach, więc to właśnie ci przekazuję.

W innych źródłach znalazłam jeszcze informację, jakoby zbiegły Martin Poznał Marię Krenovską i to z nią okradał Morawy wzdłuż i wszerz. Okradali oni sejfy w ten sposób, że wyłamywali 4-5 milimetrowe okładziny sejfu, by dostać się do zamka. W ten sposo Martin chronił swoje płuca gdy tylko mógł.

Napadał jedynie takie miejsca, gdzie sejfy miały przstarzałą konstrukcję, sejfy z drugiej połowy 19 wieku. Martin miał bardzo duże problemy z oddychaniem kiedy włamywał się do owych sejfów, bo cierpiał na tuberkulozę. Dla tych którzy nie wiedzą, to gruźlica. Sejfy owe były skonstruowane w taki sposób,że pomiędzy ściankami sejfu znajdował się pył lub popiół, który skutecznie wzmagał w nim ataki kaszlu. Mężczyzna próbował temu zaradzić i zawsze nosił ze soba mokra chustę, która zarywał nos i usta. Zostawiał je póżniej tuż obok nieprofesjonalnie rozbitych sejfów.

Parę watażków schwytano w Prostejovie i obydwoje przetransportowano do szpitala w Olomuc. Martin uciekł stamtąd 10 grudnia 1926 roku. Uciekał w samej piżanie, nie licząc łańcuchów na nogach. W tych łancuchach na nogach,biegiem, udał się do oddalonych o 15 kilometrów Kostkowic. Przygruchał sobie też innego kompana do zbrodni, niebezpiecznego kryminalistę zwanego Szekely. Podczas ucieczki zranili dwóch strażników.

Już następnego dnia po dotarciu do Kostkowic zaczął swoje przestępcze turnee: Kroměříž, Bučovice, Uherské Hradiště, Košice, Brno, Olomouc ...

Martin wydawał sie nieuchwytnym fantomem. Bójki, napady, kradzieże, morderstwa, to wszystko w ciągu jednej nocy. Uherske Hradiste , Hranice, Kojetin. Policji wydawało się, że ścigają ducha, który potrafi być w wielu miejscach w tym samym czasie. Ilekroć go złapano, a zdarzało się to często, zawsze uciekał.

Ze swymi koleżkami, m.in. Szekelym czy Emanem Dedekiem spotykał się w lokalnym pubie. Ktokolwiek chciał się do niego przysiąść musiał podać hasło „jedna czerwona róża”. Inaczej Martin po prostu strzelał. Kompani ostrzegali go także przed niebezpieczeństwem, zostawiając znaki na spodniej części podkładek pod piwo. Zawsze mógł liczyć na wsparcie i pomoc półświatka z Pierova i Olomuca.

Drogi Leciana i Szekelyego rozeszły się 21 grudnia 1926 roku w Bucovicach. Martin został na Morawach a Szekely wyniósł się na Słowację.

Jedną z ofiar Martina był żandarm Antonin Stuchly, zastrzelony na przedmieściach Uherskiego Ostroha 8 marca 1927, a lista oskarżeń dotyczyła właśnie wspomnianych wcześniej 134 dni udanej dezercji z wojska. W sumie Martin Lecian zamordował 3 funkcjonariuszy policji, i usiłował zabić kolejnych siedmiu.

Pierwszą ofiarą był miejski policjant ze Slavkowa koło Brna, Rudolf Hanak. Został on zastrzelony 19 stycznia 1927 roku. Martin był marnym strzelcem, by trafić, musiał strzelać z bliska. Rudolf przeszkodził mężczyźnie w napadzie, więc ten czterokrotnie do niego strzelił.

20 stycznia, w Polednaku usiłował zastrzelić właściciela sklepu i kolejnego policjanta. Miesiąc później, w Jihlavie zamordował strażnika Frantiska Marcika. W połowie lutego tegoż samego roku, jeden z żandarmów z Jihlavy zauważył i zidentyfikował Martina w pociągu. Ten nie namyślał się długo i zaczął strzelać, by w końcu wyskoczyć z pędzącego pociągu.

Zarządzono przeszukanie okolic i wyznaczono nagrodę 10 tys koron za złapanie przestępcy. To sprawiło, że Lecian zaczął nosić maskę i dalej w najlepsze terroryzował Morawy. Publika oklaskiwała jego odwagę do tego stopnia, że zaczęto pisać piosenki na jego cześć! W pieśniach tych nazywano go dzielnym kasierem, który okradał bogatych.

Sympatia ludności skończyła się gdy Martin dwa razy strzelił do kanclerza Antonina Stuchli. Było to 8 marca w Veseli na Morawą. Antonin właśnie się ożenił i oczekiwał narodzin potomka. Tuż po tym, Martin zastrzelił komisarza policji nazwiskiem Chvalovsky. W efekcie, mordercę ścigała już policja i żandarmeria. Kilkukrotnie wdawał się z nimi w strzelaniny. Podczas jednej z nich, niedaleko Polesovic został ranny, a i tak udało mu się wymknąć.

Schwytano go właśnie we wspomnianym wcześniej pubie, 24go kwietnia 1927 roku po tym, jak na stacji kolejowej w Kunovicach zastrzelił ochroniarza nazwiskiem Śilhavy. Inne źródła podają, że schwytany został w Novym Bohuminie przez oficerów Halira i Kaluze.

Po schwytaniu Martina, oskarżono go o 104 zbrodnie, w tym 10 morderstw, opisanych jako częsciowo pełnych i częściowo niepełnych. Morderstwa określane jako niepełne to usiłowania lub np. Branie udziału w przestępstwie, ale bez bespośredniego ataku na daną osobę. A jeszcze dokładniej mówiąc, taka osoba mogła na przykład stać na czatach, gdy ktoś inny atakował ofiarę.

Jego celę wzmocniono drutem kolczastym w nadzieji, że tym razem nie uda mu sie wydostać. Drut umieszczono na ścianach, a drzwi obito blachą. Oficerom policyjnym Binkowi i StaNkowi groził, że ich zastrzeli. Proces był bardzo długi, bo trwał aż 4 miesiace.

Legenda i mit nieuchwytnego złodziejaszka zaczęła się rozpadać wraz z rozpoczęciem przesłuchiwań świadków, ekspertów , a także poprzez samo zachowanie i zeznania Martina Leciana. Oskarżony celowo odpowiadał na pytania prokuratora w sposób mylący, powodujący jedynie pomiesznie i kompletny brak jasności co do sprawy. Odpowiadał także w sposób niezrozumiały, który ciężko było zrozumieć albo zwyczajnie mówił „nie pamiętam”. Martin nie mógł pochwalić się publicznością, która go podziwiała czy biła brawo. A wiadomo, do dziś tak czasem bywa, że w głośnych sprawach przestepcy często mają swoich fanów. Jednak kilka gazet pokusiło się o gloryfikujące go artykuły.

Jeden z ówczesnych dziennikarzy napisał o nim: „To niewiarygodne, że Lecian nie wygląda nawet odrobinę jak wskazywałyby jego czyny”.

"Nelze uvěřit, že Lecián zdaleka nevypadá tak, jak to svými skutky dokazoval…"

W nocy z 25 na 26 września, pomimo wszelkich środków ostrożności , Martin Lecian wraz z innym przestępcą nazwiskiem Kasparik, zdołał uciec z celi, w której był przetrzymywany, zdołał także ukraść karabin i śmiertelnie zranił 20 letniego stażnika więziennego. Na korytarzu więziennym bardzo szybko podniosła się wrzawa i regularna strzelanina. W tym czasie było też słychać strzały. Ponad 100 takowych zostało oddane. Martin poodał się dopiero, gdy uświadomił sobie, że nie da rady całkowicie uciec z więzienia. Jego ostatnią ofiarą był Ferencz Kiss lub Ferenc Kisse w zależności od źródła.

I tym razem prasa zaczęła rozpisywać się o mordercy i to w superlatywach. Dziennikarze wskazywali na niebywałą odwagę kryminalisty i mordercy, co w linii prostej prowadziło do zrodzenia kolejnej legendy. Wybryki Martina tym razem zostały uskrócone raz na zawsze. Trzeciego października 1927 roku, Siedem dni po krwawej wymianie ognia w wieziennym korytarzu, prezydent Czechosłowacji Tomáš Garrigue Masaryk podpisał decyzję odmawiająca Lecianowi prawa łaski. W Noc przed egzekucją nie spał, zjadł wykwintny obiad i powiedział „w piekle będę miał mnustwo czasu”. Morderca został stracony na placu więziennym w Olomucu, 6 października 1927 roku, o 6 rano.

Legenda fantoma Martina Leciana przysporzyła mu naśladowców. Pierwszym z nich, 6 lat po egzekucji Leciana był Frantisek Ondras. Frantisek nazywał sam siebie dziedzicem Martina i straszył, że bedzie jeszcze gorszy. Zdołał jedynie zastrzelić dwóch żandarmów zanim sam został zabity przez bojących się go kompanów, braci Gerspitzer. Mężczyzn skazano na śmierć.

Drugm był kuzyn Martina, pochodzący z Cervenego Kamiena koło Puchova Josef Prekop. Szybko został ranny w strzelaninie, a zaraz potem aresztowany w szpitalu w Vinohradzie gdzie udał się po pomoc.


 
 
 

Comments


Post: Blog2_Post

Subscribe Form

Thanks for submitting!

©2020 by Podcast Kryminalny. Proudly created with Wix.com

bottom of page